Nasz mały Simba
A tego popołudnia nic nie zapowiadało burzy zmian, która miała nadejść. Aczkolwiek fakt, że herbatka papajowo-pomarańczowa została się już tylko jedna jedyna w opakowaniu, mógł być tym pierwszym jeźdźcem apokalipsy. - Okręt mój płynie dalej- rzecze Zbychu- Gdzieś tam, gdzie zamiast Projektu i Klienta uważa się głównie na funkcjonalność najnowszego modelu mikrofalówki. Poza tym jest znacznie lepszy cash flow, a żarcie gourmet dla kotów i stylowy drapak same się nie kupią, oj nie. I opadają do kolan wszystkie szczęki, bo kończy się jakaś epoka, której jeszcze historycznie nie nazwaliśmy. Jedyny, któremu jeszcze jako tako domyka się twarz, to nasz młodociany szef. Bezkresny Nieboskłon wstaje zza biurka, prostuje wklęsła klatę jak dumny pionier na apelu i dolewa oliwy do ognia. - Bo tak to się zdarzyło, że i mnie nie będzie dane się tu z wami wiekować. Oto Pan Wielki Szef Galaktyczny namaścił mnie na menadżera nowego Projektu w Niemczech. I jakimże byłbym nieuczynnym i dok...