Kuchnie świata cz. 2 czyli hamburger, kola i kapuczyna
No, i zjedliśmy
hotpota wreszcie. Co prawda ofiar w ludziach nie było, chociaż Zbychu i Jolanta jojczyli i robili kwaśne miny na potęgę, przeżyli, ba, w miarę swoich
możliwości stanęli jakoś na wysokości zadania. Wobec faktu, że warzywa
gotowane w wegańskim rosole bez żadnych przypraw jakoś nie otruły ich na śmierć
przestali narzekać na syf, czosnek i ostrą papryczkę przez całe dwa dni. Ale
nie skończyły się na tym dla mnie rozrywki związane z kuchniami świata, bo oto
naszym chińskim szefom zachciało się laowaiskiego posiłku tak dla odmiany, bo
każdemu jej czasem trzeba.
Nasz szef szefów dyrektor
Stabilna Skała podzielił się tego gorącego środowego poranka z Bezkresnym
Niebosklonem przemożną chęcią udania się na mało wyrafinowany posiłek niezgodny
z zasadami pięciu przemian, ani też przepływem ciepłej i zimnej energii w
ciele. Po długim i mozolnym szukaniu padło na najbardziej laowaiską z możliwych
opcji czyli hamburger z frytkami. Bo przecież raz się żyje i trzeba być
uważnym, ale bez przesady, bo jeden dzień oszukaństwa w diecie jeszcze nikogo
nie zabił. Przynajmniej nie dosłownie, a przerośnięte żołądki dokuczliwych
Amerykanów z Czerwonych Stanów są smutnym wyjątkiem od reguły nad którymi sam
mistrz Konfucjusz łzę rzewną by uronił,
gdyby nie był już od wieków ponad tymi bzdetami śmiertelników.
Idziemy zatem w
ciszy i skupieniu w upale roztapiającym kostki lodu, asfalt i hardego ducha. Idziemy
przez las poziomy balkonów wypełnionych przerośniętą doniczkową zieleniną,
przez oślepiającą dżunglę szarostalowo-szklanych wież pełnych innych
korponieszczęśników, przez trochę zaniedbane żółtopomarańczowe kamienice pełne
staruszków wysiadujących w oknie na wygodnej poduszeczce, bo kablówka za droga.
Idziemy tak w kolejności od najważniejszego do najmniej istotnego, zatem
dyrektor Stabilna Skała, Bezkresny Nieboskłon i wicederektor miejscowy
Władeczek, a no i ja na końcu. Spaleni słońcem i wygłodzeni brakiem śniadania, wchodzimy
do miejsca przeznaczenia. A jest nim przestylizowany na kowbojski saloon bar z
hamburgerami, który akurat dzisiaj ma zacną lanczykową ofertę.
- To, co? Może
złamiemy dziś zasady i zamiast wrzątku kola z lodówki?- rzuca zawadiacko
Bezkresny Nieboskłon
- Ależ, Bezkresny
Nieboskłonie, żarty się ciebie trzymają.- strofuje go nasz dyrektor- Kapuczyną
po posiłku zapić to jedno, ale nie dla mojego niemłodego żołądka takie
laowaiskie ekstrawagancje.
- Panie
dyrektorze Skało, przecież teraz to po czterdziestce życie się dopiero zaczyna.-
rzucam, ot tak, żeby mu humor poprawić, bo widać, że go niedawne urodziny
przybiły- czas podróżować i kupić harleja.
- No, to chyba u
was, bo u nas to na ogół dziesięć lat dzieli nas od emerytury.- prycha mój młodociany
szef, siorbnąwszy głośno nieco koli-
- Oj, taki młody,
a taki łeb ma na karku! Na zdrowie mu!- dyrektor Skała unosi szklankę wody w
temperaturze pokojowej niczym puchar ambrozji- Chociażby tylko kolą, bo
kapuczynę to domówimy później i ja stawiam.
- Ależ to my z
Władeczkiem zapraszamy na ciastko.- rzucam w stronę zabawiającego się swoim stylowym
telefonem od dwóch ekranach miejscowego kolegi- Prawda, Władziu?
Szturchnięty
lekko, wicedyrektor uaktywnia się podskakując w obitym czerwonym tandetne
obłażącym skajem narożniku takim jak na ten udawany saloon przystało.
- Ależ
oczywiście, tu niedaleko jest takie napoletańsko-rzymsko-sycylijskie miejsce, które
robi cuda z kremem i owocami!
Dyrektor Stabilna
Skała uśmiecha się pobłażliwie i macha ręką na torty kremiaste i czekoladowe
polewy spływające obficie po kruchych biszkoptach.
- E tam, kupcie
mandarynki w dyskoncie, najlepiej w skrzynce albo mega siatce, to na dłużej starczy. Taniej wyjdzie, a dla nas słodycze to tak
średnio podchodzą.
- Właśnie, bo nawet
i ta kola słodka jakaś taka.- sekunduje mu Bezkresny Nieboskłon z przesłodzoną,
nie kwaśną, miną
- To mogłeś był zamówić
zero. – rzuca mu dyrektor
- Ano, fakt, ale
nawet jak niedobra, to dopiję i już, bo nie ma co marnować. – to mówiąc,
siorbie przed minuty dwie, po czym zwraca się do mnie- A czy w Polsce się jada
hamburgery?
- Jasne, ale raczej
w domu robione. – wspominam soczyste karminadle babcine z cebulka i surówką z marchewki,
by zaraz wrócić do szarej rzeczywistości - Czasem też z Maka.
- Dobry Mak nie
jest zły, ale w KejeFSi mają lepsze wrapy z kaczką po pekińsku…- dzieli się obyciem
w fastfudach mój młody szef- Chociaż to może też być i kurczak, kto ich to wie.
Zasmucony brakiem
możliwości wcięcia się w naszą ożywioną dyskusje spożywczą, Władeczek wyskakuje
trochę jak Filip z konopii, a trochę ja piorun w rabarbar.
- A pamiętacie to
takie małe miejsce, gdzie byliśmy w zeszłym roku z całym naszym Zespołem? Byli
i Zbychu i Krycha i nawet Jolanta. Ach, te pizze z każdym z możliwych z warzyw,
mięs i nawet owoców.
- To było dziwne,
bo tiramisu na pizzy to o jeden grzyb w barszcz za dużo. – sekunduję mu, coby
się nie obraził- Ale reszta pierwsza klasa.
- Ahahaha,
pamiętam, a to tam gdzie miał miejsce Mleczy incydent?- śmieje się jak szalony
Dyrektor Skała
- Ano, tak.
- Boki zrywać!
- A to już zależy
od punktu siedzenia!- kuli się w sobie Bezkresny Nieboskłon
- Chyba punktu przecięcia
kartonu.
Mleczny Incydent był
jakże tragicznym finałem orgii smaku w miejscu, które robi pizzę w każdej z
możliwych do stworzenia kombinacji składników. Mój biedny mały szef miał kartonik
mleka czekoladowego w plecaczku od Guczcziego. Plecaczek został za mocno
potrząśnięty, kartonik nazbyt ściśnięty, a może i przecięty i zadział się taki
ambaras, że ajajaj. Zwłaszcza, że plecaczek można odkupić, z całym komputerem
sekretnych danych, których z nimi nie powinno się dzielić już gorzej. Ocalenie
komputera było zasługą mojego szybkiego guglowania i w dwukilowego worka ryżu.
Ale niesmak do noszenia mleka w plecaczku pozostał.
- Ahaha, niezły
żarcik, panie dyrektorze!- wtrącił nieświadomy powagi zeszłorocznej tragedii Władeczek-
To zdrowie, chociażby kolą czy tam nawet i mineralną w temperaturze pokojowej.
- Na zdrowie! – wtóruję
mu, żeby nie było- Oby więcej takich spotkań!
- Ale na następny
lanczyk proponuję coś innego. – zmienia pospiesznie temat Bezkresny Nieboskłon-Jest
taka ładna kantońska knajpka, pięć gwiazdek na pięć na Tripadwajzorze i jeszcze
Szefowi wszystkich szefów się podoba.
- Jasne, a co tam
mają specjalnego? Ryż po kantońsku i pierożki z krewetką? – popisuje się swoją
znajomością laowaiskich przysmaków Wladeczek- Bo to są moje ulubione dania
wszechczasów z chińskich restauracji.
- Ano, tak, tak i
wiele innych. – kiwa uprzejmie głową młody Nieboskłon- Bo kuchnia chińska jest
taka różnorodna, że trzeba spróbować jej w każdej odmianie, zwłaszcza, że dla
was to papryczki ryja urywają, że się tak dosadnie wyrażę. Sam ich raczej
unikam.
- Oj, wy
delikatni młodzieńcy z Zimej Północy. Co do lawowaiów masz rację, ale poza małą
Bai, bo gdyby była Chinką, musiałaby być moją krajanką z mglistego Chongqingu.
- Ojtam, ostatnio
wychodzę z wprawy. – skromnie zaprzeczam swojemu obżarstwu
- Ale hunańskiego
kurczaka w papryczkach dałaś radę oswoić.
- A jakżeby
inaczej.
I tu Władeczek
wyskakuje jak pajac na sprężynie z kolorowego pudełka w przewidywalnych amerykańskim
horrorze, w którym główny bohater nie zdał jeszcze do pierwszej klasy gimnazjum.
- A moim ulubionym
smakiem ramenu jest ostry pomidorowy, taki co czasem podają w chińczyku pod
moja kamienicą.
- Oj, tak
pomidory bardzo podchodzą laowaiom, zwłaszcza, że zawsze robicie z nimi pastę. –
kiwa uprzejmie głową dyrektor Stabilna Skała- Ale mówcie, co chcecie, czy to
pasta, czy chleb i ziemniaki, czy nawet soczysty hamburger bez ryżu takiego
świeżo uparowanego to nie jest jednak to.
- To zdrowie pod
ten kantoński ryż na naszym następnym lanczyku!- Władeczek wznosi toast
ostatnim łykiem koli
- Zdrowie,-
wtóruje mu dyrektor, machając już dłonią na kelnerkę- a potem zapraszam na
kapuczynę!
No, i oczywiście
jako wisienkę na torcie, poszliśmy po te mandarynki, a że nie sezon, to
zadowoliła nas półtorakilowa skrzynka czereśni i połowę arbuza. Bo ważne, żeby
mieć gest i nie trwonić go na słodycze, bo te to tylko w boczki idą i zęby ruinują.
A w odżywianiu liczy się przecież to, żeby nam wyszło na zdrowie, prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz