Zbrodnia i (auto)kara


       Bo wszędzie na świecie wiadomo, że jak zbrodnia, to potem kara i basta. Mimo tego ludziom często wydaje się, że lisim sprytem i erudycją Sowizdrzała przechytrzą system jakkolwiek wszechwiedzący by nie był w erze wszechobecnych kamer i faktur elektronicznych. Oto historia jednej z takich sytuacji, kiedy Pan Koń Widzący Dalej niż Horyzont z uporem godnym lepszej sprawy chciał przeforsować pewną rzecz, która nie do końca powinna mieć miejsce w szanującym się choć trochę korpo. Jako że Konkurencja, szpiedzy i konfidenci nigdy nie śpią, będziemy mówić o „rzeczy” bez zbędnych szczegółów.

       Kiedy zdarzają się takie Rzeczy, dziwnym trafem z ostatniego koła u wozu, dział księgowości zaczyna być ważną siłą decyzyjną albo mieć tego złudną iluzję. Żeby już nie przedłużać, przychodzi Cnotliwy Carewicz do naszego biura, staje mi nad głową, a jako że nie odwracam się do niego przez chwilę, wpatrzona w faktury do zapłacenia, nieśmiało puka mnie w ramię.

-          Ekhm, czy można?

-          Zależy. - zakładam pewną dozę ostrożności, bo z reguły jego pytania dotyczą spraw pogmatwanych jak przysłowiowy chiński termos- zacznijmy od tego, jakie masz pytanie?

Tu następuje znaczące odchrząknięcie i leci zagwozdka całkiem na jednym wdechu, która bez zbędnych szczegółów brzmi oto tak:

-          Czy mogę zrobić tę Rzecz nielegalną, nielogiczną i utrudniającą życie całemu zespołowi Projektu?

-          Hm, to miło, że pytasz mnie o radę, ale racji na jej charakterystykę, śmiem twierdzić, że nie.

-          O, a nie dałoby się tak, no wiesz, nieco nagiąć tych sztywnych reguł? Na ten raz jeden tylko.

-          Obawiam się, że to za dużo zachodu. Ale potwierdź oczywiście ze Zbychem.

Niezręczny uśmiech rozbłyska przez ułamek sekundy na twarzy Cnotliwego Carewicza, kiedy to przeskakuje pół metra dalej tuż za plecy Zbycha obierającego z namaszczeniem ogórka- swoją ulubioną letnią przekąskę.

- Ekhm, przepraszam Panie Zbychu, ale taka rzecz niezgodna z prawem, bezsensowna i dezorganizująca cały nasz work flow, byłaby możliwa do zorganizowania w naszej firmie?

Zbychu chrupie głośno obranego ogórka, a jego oczy z każdym słowem Cnotliwego Carewicza rosną, aż osiągają proporcje typowe dla postaci z japońskiej mangi. Widocznie chciałby powiedzieć, że nie i koniec kropka, ale wiara w ludzką dobrą wolę i dyplomację polegającą na nie mówieniu o problemach dosadnie i wprost nie pozwalała mu tego nigdy zrobić.

- Jest wiele punktów widzenia, z których moglibyśmy podjąć ten temat. Bo widocznie ta rzecz wydaje wam się najlepszym możliwym rozwiązaniem, ale dlaczego?

- Pan Koń mówi, że skoro dało się to tak załatwić w Ugandzie, Kolumbii i Dżibuti, to czemu by tak i tutaj nie spróbować?

Na samą myśl o tym, że ktoś porównuje jego ex-rzymskie państwo do tych egzotycznych miejsc rozdartych przez wojnę, choroby, które w zachodnim świecie leczy się szczepionkami i bitki między kartelami, Zbychu blednie, ale nadal się trzyma. Zaciąga się powietrzem, jak gazem znieczulającym i szuka najgrzeczniejszego sposobu na to, by Cnotliwy Carewicz pojął szalone podstawy swojej propozycji.

- Nie jest to całkiem złe rozumowanie, aczkolwiek każde miejsce jest inne, w sensie, że ma swoją specyfikę i reguły, którymi się rządzi. Bo może nie idzie się za to do więzienia, ale niechybnie wpływa to dość mało pozytywnie na pracę trzech różnych działów.

- Ale oszczędzilibyśmy na tym pieniądze. - naciska niestrudzenie nasz gość- Tak 10 jurosów miesięcznie.

Jako że za 10 jurosów to pewnie można zbudować zagrodę dla hipopotamów albo płot wokół plantacji bananowej gdzieś, wygląda to na dużą oszczędność. Szkoda, że w tej Longobardzkiej stolicy lansu i baunsu, to tyle co jeden lanczyk na mieście, więc opanowanemu bardziej niż niejeden bodhisattwa Zbychowi coraz trudniej jest ukrywać tłamszony wewnątrz śmiech.

- To dość szlachetna i logiczna inicjatywa, ale tak w perspektywie zamieszania, które by z tego wynikło, to może nie jest to najlepsza z możliwych opcji.

- Ale można by tak chociaż troszkę jej spróbować? Tak, żeby nikt nie zauważył.

- Tak czy inaczej są z tego jakieś konsekwencje, bo zgodnie z prawem numer taki i owaki trzeba by zapłacić karę wysokości w cholerę wysokiej…

- Tylko, że jak nikt tego nie odkryje, to nie będzie kary?

- No, niby nie, ale kara to więcej niż ta cała oszczędność.

- Ale pan Koń bardzo nalega.

- Rozumiem. -poddaje się Zbychu, rozkładając ręce w geście bezradności- Zapytaj Bezkresnego Nieboskłonu.

I od Annasza do Kajfasza, Cnotliwy Carewicz wzdycha ciężko i przeskakuje o kolejne dwa kroki do nie białego już biurka naszego młodocianego szefa. Bezkresny Nieboskłon powoli odrywa się od tego, co od pól godziny trzymało go w ciągłym skupieniu.

- Obyś nie przychodził zabrać mi kolejnego stołu, bo tego nie oddam. – pręży się pół-żartem półserio nasz młody lider- Aż mi na twarz piachu nie nasypią albo i do końca projektu.

- A to już całkiem niedługo.

- No, nie przesadzajmy, że aż tak szybko znowu.

Następuje dość długa chwila ciszy, w której słychać nasze stukanie w klawiaturę i rosnące nieubłaganie pasywno-agresywne napięcie w gęstniejącej jak galareta atmosferze.

- To co cię tu sprowadza, Cnotliwy Carewiczu?

- Otóż chcieliśmy z Panem Koniem zaanimować taką rzecz nie do końca zrozumiałą dla laowaiów, trochę problematyczną, jeśli chodzi o logistykę i wykonanie końcowe i być może nie do końca zgodną z tutejszym prawem.

- A jaka będzie z tego korzyść?

- Oszczędność 10 jurosów na miesiąc.

- Toż to nie za dużo, ale też nie takie znowu nic.

- Ale Pan Koń każe ciąć koszty, bo Wielki Szef mówi, że w tym kwartale koniecznie tak trzeba.

- Hm, rozumiem. A ktoś próbował Panu Koniowi przedstawić alternatywę?

- Tak, ale nie podchodzi mu ten temat. Teambuilding zawsze musi być na pełnym wypasie, bez prosecco i ciastek z kremem ani rusz.

-Hm, rozumiem. -tu nasz młodociany szef zwraca się do swojego tutejszego alter ego- Zbychu, czy za tę rzecz są poważne kary?

- No, dość wysokie sankcje zgodnie z prawem takim i owakim. - potwierdza Zbychu, kiwając głową, by podkreślić wagę tej sprawy

- W porządku. Cnotliwy Carewiczu, niech Pan Koń się nad tym jeszcze zastanowi, ale to wygląda na dość ciężki przypadek.

- Dziękuję za twoje wsparcie, Bezkresny Nieboskłonie.

Gdy drzwi zamykają się za Cnotliwym Carewiczem, nasz młodociany szef wzdycha ciężko i patrzy chwilę w okno. Wspierając twarz na rękach w geście typowym dla wrednych postaci z anime, którym podoba się knucie zza przyciemnianych okularów, Bezkresny Nieboskłon zwraca się do mnie tak jakby całej wcześniejszej dyskusji nie było.

- To chyba musimy im i tym razem pomóc.

- Czyli to nie była ewentualność, ale fakt dokonany? - drążę jak to mam w zwyczaju

- Chyba raczej tak. - odpowiada bez zdecydowania w głosie- Tak myślę przynajmniej.

- A sankcje?

- Sankcje są po to, żeby je płacić. A Pan Koń zarządzi autokarę, pokaja się i ściągną mu te parę jurosów z pensji.

- Nie takich znowu parę…

- Nie nasza sprawa. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a my przecież jeszcze nie zadeklarowaliśmy budżetu na nasz wrześniowy teambuilding! Lepszy paintball czy wieczorek w winiarni?


Czy rzecz miała naprawdę miejsce, trudno powiedzieć, bo narzekań na udziwnione procedury słyszymy aż za dość. Czy była autokara na pasku Pana Konia, też nie wiadomo, ale na ostatnich urodzinach miesiąca przed pokrojeniem tortu mówił takie różne rzeczy o odpowiedzialności za własne czyny i ich konsekwencje dla całego zespołu i Projektu i czego by tam jeszcze. Dobrze, że pochodzi zza Wielkiego Muru, a nie z Kraju Kwitnących Wiśni, bo zamiast honorowego seppuku, zamiecie wszystko pod dywan i jedyne, w czym będzie stratny to jakiś marny kilkuset jurosowy bonus i kręcenie nosem dwóch laowaiów. Bo w życiu zawsze jest i zbrodnia, i kara, bo taka już ich współzależność. Ale prawdziwa sztuka to uniknąć w tym wszystkim jakiegokolwiek rozgłosu, bo ten kto sam sobie nadstawi i wymierzy policzek, nie będzie raczej bohaterem skandalu. A życie jest krótkie i pełne potencjalnie małych zbrodni, czemu więc w ostateczności nie uratować sobie skóry małą autokarą?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nasz mały Simba

Kuchnie świata cz. 1 czyli syf, czosnek i skisłe mleko

Historia z wirusem w koronie